*oczami Ady*
Z: zemdlała, nie mam pojęcia co się stało, wstała z łóżka i od razu opadła na podłogę - krzyczał rozpłakany Zayn.
Ad: Harry dzwoń po pogotowie! szybko! a ty tak nie stój tylko chodź do niej!Byłam przerażona, widziałam już nie raz jak zabierało ją pogotowie . Zawsze wychodząc po kilku dniach ze szpitala, mówiła, że to zwykłe przemęczenie, ale po każdym takim pobycie była coraz bardziej zamknięta w sobie. Wbiegłaś z Zaynem do pokoju, on ją położył na łóżku i trzymał cały czas za rękę, był jaszcze bardziej przerażony niż ja za pierwszym razem. Nie chciałam go niepokoić, że to już kiedyś się zdarzało.
*oczami Zayna*
Pogotowie przyjechało w miarę szybko, chłopacy na dole nie wiedzieli kompletnie o co chodzi, zaczęli coś krzyczeć, aż w końcu kazałem Harremu zejść na dół, bo ja nie chciałem zostawić Antonelli samej. To było okropne, jak widziałeś, że twojej ukochanej osobie się coś dzieje. Przybyli do pokoju, od razu zabrali się za mierzenie ciśnienia, pulsu itd. Kazali wyjść z pokoju, podłączyli ją do kroplówki i zaczęli wypytywać czy coś wczoraj piła, czy się niczym nie zatruła, czy na nic nie choruje. Ja tylko wiedziałem, że wczoraj oboje dużo wypiliśmy. Zabrali ją do karetki i do najbliższego szpitala. Szybko zabrałem Liama, bo on najmniej pił i pojechaliśmy w kierunku Londynu. Całą drogę się nie odzywałem, nie mogłem wydobyć z siebie słowa, byłem w szoku. Jak zapytali mnie czy na coś choruje zdałem sobie sprawę, że bardzo mało ją znam.
*oczami Antonelli*
Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie był już mój lekarz. Wiedziałam, że znowu zapomniałam o mojej chorobie, o której nikt nie wie.
l: znowu się nie oszczędzasz, zdajesz sobie jaka to jest poważna choroba? to nie jest zwykłe przeziębienie ona jest śmiertelna!
An: chcę żyć normalnie, a nie jak osoba, która może umrzeć. każdy kiedyś umiera, na pana też przyjdzie czas, a to, że na mnie wcześniej to już nie pana problem.
l: jestem twoim lekarzem i moim zadaniem jest tobie pomóc, tak przysięgałem.
An: niech pan nie mówi nikomu o moim stanie.
l: jak zwykle i tak będziesz musiała to komuś w końcu powiedzieć, może na przykład dzisiaj temu chłopakowi, co siedzi na zewnątrz?
An: jemu na pewno nie. niech Pan go przyprowadzi.
l: dobrze, ale i tak tu zostaniesz przez tydzień - lekarz wyszedł od ciebie i zwrócił się do mulata siedzącego na korytarzu - może pan wejść.
Z: cześć słoneczko! napędziłaś nam wszystkim stracha. jak się czujesz?
An: dobrze, już lepiej, to tylko zwykłe przemęczenie, poleżę tu trochę , uzupełnią witaminy i wyjdę stąd.
Z: to ja będę codziennie cię odwiedzać. potrzebujesz może czegoś?
An: mógłbyś mi kupić jakieś owoce? ja potem ci oddam pieniądze.
Z: nawet nie myśl o oddawaniu, pieniędzy jednak jesteśmy razem. wiesz, że cię kocham, znam cię krótko, ale jesteś wyjątkowa, nawet jutro mógłbym się z tobą ożenić.
An: jesteś taki uroczy, myślę, że o tym jeszcze czas zadecydować.
W czasie waszej rozmowy do twojej sali wszedł twój brat. A Zayn stwierdził, że pójdzie po te zakupy.
T: który raz w tym roku tu lądujesz?
An: szósty.
T: a mamy lipiec, to średnio prawie co miesiąc. zdajesz sobie, że jest coś nie tak.
An: tak nawet wiem co, tylko nie mów rodzicom, tym bardziej Zaynowi i komu kolwiek.
T: przysięgam, a teraz mów.
An: od roku mam białaczkę.
T:....
An: czemu nic nie mówisz?! ja z tego wyjdę!
T: po prostu w to nie wierzę, jak to? zawsze byłaś zdrowa? czemu nikt o tym nie wie? przecież możesz umrzeć!
An: nie krzycz, proszę cię, to nic nie pomoże. nie chcę aby się nade mną użalali.
T: ale on cię kocha, on za tobą mógłby skoczyć w ogień, nie rozumiesz tego? zasługuje na odrobinę szczerości.
An: jeśli wyniki będą bardzo złe to mu powiem, ale jak na razie wszystko jest okej. nic mi nie zagraża.
T: zrobisz, jak ze chcesz,ale masz miesiąc i mówię o wszystkim rodzicom, oni też zasługują na szczerość, to oni cię wychowywali, to oni w nocy wstawali jak płakałaś, to oni się cały czas o ciebie martwią.
An: dobrze w ciągu miesiąca o wszystkim się wszyscy dowiedzą. ale daj mi ten miesiąc pożyć pełnią życia jak dotąd żyłam, na razie nie umieram.
T: mam nadzieję, że nie umierasz. ja teraz idę bo muszę to przemyśleć, a z resztą jestem z Haną umówionym, ma dziś wizytę, nie mówiłem ci, ale będziemy rodzicami.
An: tak się cieszę, gratulację braciszku.
Z: z czego się cieszymy?
An; mój starszy braciszek, będzie tatusiem!
Z: stary, nie chwaliłeś się, gratulacje.
T: chcieliśmy poczekać z tym wszystkim do pierwszej wizyty i tak jakoś wyszło, że się wygadałem. dobra ja uciekam, cześć siostrzyczko i się trzymaj!
An: dobrze, ucałuj Hanę.
Z: no to co robimy?
An: Zayn, jak wyjdę ze szpitala wyjedźmy gdzieś razem, Hiszpania, Stany Zjednoczone, Chorwacja, Włochy gdziekolwiek.
Z: dobrze, a może to być dla ciebie niespodzianką.
An: niech będzie, a teraz pozwól, że się zdrzemnę, bo jakoś zmęczona jestem po tej nocy.
Z: słodkich snów i wieczorem wpadnę słoneczko.
An: cześć - pocałowaliście się namiętnie na pożegnanie.
Jednak nie poszłaś spać tylko po chwili przyszedł lekarz.
l: powiedziałaś komuś?
An: tak, brat wie o wszystkim.
l: dzisiaj porobimy wszystkie badania, ale nie obiecuję ci, że twoje życie się nie zmieni, bo zdaje się, że jest gorzej.
An: pożyjemy zobaczymy, raczej w ciągu miesiąca nie umrę.
_________
z jednodniowym opóźnieniem, ale jest! akcja się rozwija, ale jeszcze daleka droga, do pełnego szczęścia Antonelli. xoxo