czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 10.

Na dole stali chłopacy, Louis patrzył się na ciebie jakby cię widział pierwszy raz, ale on poznając ciebie mógł nie kojarzyć rzeczywistości. Niall szukał czegoś w lodówce, a Liam z Harrym stali jak wryci, bo nie wierzyli, że Zayn sobie kogoś znalazł.

Lou: ej stary, a skąd bierzesz takie dupy - Harry pociągnął go z łokcia w brzuch - sorry takie dziewczyny.
Z: jakbyś tyle nie pił to byś wiedział.
Lou: kiedy niby?
H: ostatnia impreza u nas.
Lou: to ta po której El się do mnie nie odzywa?
all: yes.
An: już się nagadaliście?
H: ano tak, cały czas tu jesteś, a my o tobie zapomnieliśmy.
An: to ja lepiej zajmę się śniadaniem, Zayn chcesz?
Z: tak i zrób Niallowi chłopak cię polubi.
N: z chęcią zjem.

Ruszyłaś w stronę kuchni i zaczęłaś smażyć naleśniki, zrobiłaś ich chyba tonę. Nie tylko wy we trójkę je zjedliście, ale i pozostała część chłopaków. Po śniadaniu każdy poszedł robić co innego tylko ty i Zayn zostaliście siedząc na tarasie przy stole.

- to co robimy coś czy się zmywamy i przychodzimy na gotowe?
- a możemy ich zostawić, żadne nieszczęście albo coś się nie stanie?
- Liam nad nimi czuwa, nie masz o co się martwić.
- no to ja się tylko ubiorę.
- rzeczy masz przy kominku, a ja czekam przy samochodzie.

Po chwili ubrana stałaś w progu domku i przez jakiś czas przyglądałaś jak chłopacy rozmawiali między sobą, co chwilę było słychać ich urocze śmiechy. Gdy Zayn cię zauważył uśmiechnęłaś się od ucha do ucha i poszłaś w jego kierunku.

Lou: jak zawsze coś do roboty Malik ucieka.
Z: oj już nie użalaj się nad sobą.
An: zawsze możemy zostać.
Z: nie, nie chcesz z nimi organizować imprezy.
H: dzięki, tacy źli to my nie jesteśmy.
Z: ale wyjdzie na to, że jak zawsze zabierzecie się za organizację godzinę przed, a po dwudziestu minutach stwierdzicie, że trzeba się wypindrzyć.
L: tylko ty tak robisz.
Z: ciii.. my już jedziemy.

*w samochodzie*
- to co zawieziesz mnie, a potem po mnie przyjedziesz?
- dokładnie tak, chyba o 5 p.m. będziesz gotowa?
- szmat czasu, uwierz mi będę zrobiona na bóstwo.

Dalej jadąc samochodem śpiewaliście wspólnie piosenki, które leciały w radiu. Gdy podjechaliście pod dom, Zayn wysiadł z samochodu i jak na dżentelmena przystało otworzył ci drzwi. Chciałaś mu się odwdzięczyć za cały wczorajszy dzień i wieczór, pocałowałaś go bardzo namiętnie, akurat jak się całowaliście do domu wracała Adrianna

Ad: nono, gołąbeczki sobie gruchają, to ja wam nie przeszkadzam.
An: nie przeszkadzasz nam, ja właśnie już idę .
Z: cześć słońce, to o piątej będę.
*Zayn odjechał*
Ad: czyli ty też będziesz na tej całej imprezie, tak?
An: tak.
Ad: i książę na białym koniu, ubrany zapewne jak bóg seksu przyjedzie swoim czarnym mercedesem.
An: liczysz na podwózkę?
Ad: nie, bo Harry ma przyjechać po mnie.

Weszłyście do mieszkania, pierwsze co to skierowałaś się pod prysznic, był 12 miałaś jeszcze trochę czasu. Usiadłaś w kuchni przy stoliku, napiłaś się kawy i przeglądałaś najpierw pocztę, a potem nowe wydanie Vouge. Tak bardzo cię to wszystko pochłonęło, że o 3 p.m. się zorientowałaś i zaczęłaś szykować na imprezę. Znowu wzięłaś szybki prysznic, wysuszyłaś włosy i ubrałaś szlafrok, następnie ślęczałaś przed szafą zastanawiając w co się ubrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz